niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział III

*Percy*
    Kopię pierwszy, lepszy kamyk, który akurat widzę i rozmyślam nad tym, jakim jestem idiotą. Percy Jackson, pogromca Kronosa, bohater Olimpu, nie wie jak zachować się na kolacji, hej!
Ale to również wina Annabeth... I tego kretyna, di Angelo. Dlaczego nie mógł po prostu wyjaśnić? Logika każdego syna Hadesa opiera się na tym, że kiedy jest problem to lepiej uciec... A właściwie to rozpłynąć się w cień.
    Zatrzymuję się. Wydaje mi się, że coś słyszę. Idę dalej, lecz nadal uważnie nasłuchuję.
- Halo? - Wołam cicho w przestrzeń
    Pęka jakaś gałąź, a ja natychmiast wyjmuję mój 'długopis', który po chwili zamienia się w miecz ze spiżu.
- Kto tu jest?! - Podnoszę głos robiąc krok w przód.
- PEEEEEEEEEERCYYYYYYY! [Jul dostała schizy, wybaczcie jej ;-; Też cię kocham ćwoku, Julgo <3 ~Mad]
- Grover? - Krzyczę jednocześnie puszczając miecz
    Przed oczyma ukazuje mi się mój przyjaciel, oczywiści umazany błotem, do którego przykleiły się liście.
- Co ci jest? - pytam jednocześnie się mu przyglądając.
- Oprócz tego, że szukam cię od godziny, przedzierając się przez ten cholerny las, zaliczając przy tym ze sto siniaków? Nie, stary, nic mi nie jest, dzięki za troskę - mówi, a ja przewracam oczami.
- Po co mnie szukałeś? - pytam z lekkim zniecierpliwieniem
- Chejron chciał ci coś powiedzieć, ale nie wiem co, bo nie chciał mi powiedzieć - odpowiada z lekkim oburzeniem. Na mojej twarzy pojawia się krzywy uśmiech.
- I, zgadując, mam przyjść do Wielkiego Domu? - Uśmiecham się szerzej, kiedy ten potakuje.
    Następuje cisza. Patrze na niego wyczekująco, a on dalej nuci sobie te wieśniackie piosenki. Bogowie, jak dobrze, że nie wziął piszczałek.
    Ruszam w kierunku Wielkiego domu, a mój przyjaciel podąża za mną.
-Nie masz przypadkiem jakiejś roboty?- pytam, gdy dochodzimy do drzwi budynku, w którym mam spotkać się z centaurem.
- Nie, ale... Umówiłem się z Kaliną.
- To może byś tak do niej poszedł? -pytam, wskazując ruchem głowy las.
- Czekaj... Czy ty mnie wyganiasz? Sądzisz, że będę podsłuchiwał? Bogowie, Percy, ty naprawdę masz mózg z glonów! - krzyczy zaskoczony.
- A nie będziesz? -pytam z uniesionymi brwiami.
    Waha się przez chwilę.
-To pa, do później! - woła, a po chwili już go nie ma. Widząc to wybucham śmiechem, ledwo powstrzymując się od przewrócenia oczami... Cały Grover.
- Percy? - słyszę cichy głos, prawdopodobnie należący do Nico
    Wygląda dziś jakoś... Inaczej. Znaczy się, nadal ma na sobie swoje zwyczajne ciuchy, włosy ułożone są w nieładzie, a brązowe oczy spuszczone na ziemię, ale z zarumienionymi polikami, w słońcu wygląda nawet... Uroczo?
-Więc już nie próbujesz mnie unikać? - pytam jakby z wyrzutem, lecz gdy widzę, że spuszcza głowę, czuję ucisk w piersi.
- Chciałem cię przeprosić- zaczyna, nie odrywając wzroku od ziemi, starannie unikając mojego spojrzenia. Znowu. - A tak w ogóle.... Czemu się tak gapisz? - pyta rumieniąc się jeszcze bardziej niż wcześniej. Teraz przypomina w pewnym sensie fochniętego buraka, co wydaje się dość zabawne, zwłaszcza, kiedy mowa o Nico.
- Aaa... Ja się nie gapię... - tłumaczę niezdarnie próbując się jakoś wyplątać tej sytuacji.
- Pff - prycha na chwilę spoglądając na moją twarz. - Jasne, Jackson - przewraca oczami odwracając się ponownie wchodząc przez drzwi. Idąc za nim czuję się dziwacznie, ale staram się nie zwracać na to uwagi.
***
Przepraszamy za tak długi czas czekania na kolejny rozdział... Wiecie, wycieczki, nauka i pierdyliard innych rzeczy ;w;
Opisy są pewnie krótkie ale w kolejnym postaramy się to zmienić ;3
fani percico/nie fani percico... kurczę, kto czyta komentuje, to jest dla nas w pewnym sensie ważne więc dajcie choć dwa wyrazy w komie :3 ^^
~Jul i Mad :3